Zając: Korona z Grudniowym
Nie dojdzie już do takiej sytuacji, że przyjeżdża prezes Boniek, a jeden z trenerów młodzieży Korony zakazuje swoim podopiecznych gry w pokazówce trójek z taką osobą. Tłumaczy to zajęciami AMO, których de facto Boniek jest szefem. Prezes Korony, Krzysztof Zając, człowiek, który trzy razy z rzędu w latach 1985-1987 wystąpił w finałach Pucharu Polski zapowiada realną i mocną pomoc klubu dla Turnieju Grudniowego 2018.
Oglądał pan książkę Gowarzewskiego o Pucharze Polski. Łezka się zakręciła?
Krzysztof Zając: Wciągnąłem się w lekturę. Piękne to były czasy, więc wróciły wspomnienia, jakże wspaniałe. Nie każdemu dane było przeżyć taką pucharową przygodę, a nikt nie zabierze mi emocji związanych z wzniesieniem trofeum w 1986 roku. Na Stadionie Śląskim moja Gieksa pokonała naszpikowanego kadrowiczami Górnika Zabrze 4:1. Nie baliśmy się nikogo mając z przodu tercet Furtok – Kubisztal – Koniarek. Ci goście byli wówczas w niesamowitej formie. Korona chce ich zaprosić na mecz ekstraklasy z Górnikiem Zabrze i do występu w Turnieju Grudniowym trójek z naszą młodzieżą.
Jak się panu spodobał Turniej Grudniowy przed rokiem?
Skoro zagrał Zbigniew Boniek, Darek Dziekanowski i mnóstwo innych znanych ludzi to nie wypada mówić o takiej inicjatywie negatywnie. Cieszę się, że nasza młodzież bierze udział w trójkach, że pokazują się na nim piłkarze zespołu seniorów. To świetna promocja klubu i futbolu.
Wystąpi pan w trójkach w tym roku?
Nie udało się poprzednio, więc trzeba nadrobić. Szykuje formę, ha ha, a na pewno sam ze swojej strony pomogę na ile będę mógł organizatorom. Na zaproszenie Korony do Kielc stawi się grupa znanych piłkarzy, z dawnych lat i obecnych. Jako prezes Korony jestem dumny z tego turnieju i zrobimy wszystko co w naszej mocy by przebiegł bez zakłóceń. Dogadamy tak terminarz, by byli zadowoleni młodzi adepci futbolu i ich trenerzy. Dzieci niech się cieszą grą, a takie turnieje to super inicjatywa.
Korona jest obecnie w lepszym położeniu niż równo rok temu?
Nie wszystko jest widoczne, ale rozwijamy się, także ucząc na błędach. Chcemy by Korona była klubem stabilnym, myślimy w przyszłości o europejskich pucharach, ale bez zbędnej napinki.
Śmiał się pan gdy gazety pisały, że Korona to główny kandydat do spadku z ekstraklasy?
Trzeba podchodzić do tego z dystansem. Myśmy do końca okienka transferowego szukali wzmocnień. Tacy zawodnicy jak Marquez, czy Pucko podnieśli jakość zespołu Gino Lettierego, ale nie zamierzamy spoczywać na laurach. Już myślimy o zimie. Zależy mi na tym, by Korona była odbierana jako poważny, dobrze zorganizowany klub, lecz nie mam wpływu na oceny, dość powierzchowne niektórych mediów. W piłce to jest piękne, że o wszystkim decyduje boisko. Póki co w tym sezonie naszym priorytetem jest znalezienie się w lepszej ósemce ekstraklasy.
W Pucharze Polski klapa… Dlaczego?
Zawiedliśmy bardzo, mecz w Sandomierzu kompletnie nie wyszedł podopiecznym Gino Lettierego. Niedobrze działo się także na trybunach, no i z tego też trzeba wyciągnąć wnioski. Pogratulowaliśmy awansu Wiśle Sandomierz i skupiamy się na lidze. Ten puchar jednak boli, bo po dojściu do półfinału w poprzedniej edycji mierzyliśmy wysoko. W piłce jednak nie sposób coś przewidzieć.
Pan jako zawodnik zdobył puchar. To był najlepszy moment pana kariery?
Grać przy 60 tysiącach widzów na Stadionie Śląskim i wygrać z Górnikiem Zabrze 4:1. Niesamowite. Nie zapomnę tego nigdy.
Karnego zmarnowanego w finale też pan z pamięci nie wymaże?
Strasznie to przeżywałem. Heniek Bolesta z Widzewa, zresztą mój serdeczny kumpel rzucił się w mój lewy róg i złapał piłkę. Przegraliśmy karnymi, na szczęście rok później sięgnęliśmy po trofeum i kamień spadł mi z serca.