Efekty braku wizji
Rozmowa z Markiem Mierzwą, trenerem mistrzów Polski juniorów 2019 z Korony Kielce, obecnym dyrektorem sportowym Spartakusa Daleszyce. – Wszystko mogło potoczyć się inaczej – mówi Mierzwa.
Jak oceniasz dokonania swoich podopiecznych z Korony w seniorskim futbolu?
Marek Mierzwa: Uważam, że większość z nich nie dostała prawdziwej szansy. W Koronie nie było żadnej wizji i planu na chłopaków. W poprzednim sezonie zawodnicy z naszej złotej drużyny dobrze wyglądali w drugim zespole w trzeciej lidze i pokazali, że mają potencjał.Nie postawiono na nich, ani nie dano w odpowiednim momencie odejść. Psychika to 90 procent w sporcie, a tę kwestię w Koronie się zaniedbuje.
Dlaczego tak się dzieje?
Zadaje sobie takie pytanie nie raz. Wizje klubów wychodzą od właścicieli i prezesów. W Koronie się jakoś nic nie pokrywa. Zamiast postawić zdecydowanie na trzech, czterech młodych, następnych kilku wypożyczyć, trzymało się chłopaków w próżni. My nie promujemy swoich. Korona nie daje sygnałów w kraju, że ma dobrych młodzieżowców, sama ich kasuje. Przypominam sobie naszą mistrzowską drużynę, która była dojrzała i gotowa do seniorskiego futbolu. Chłopcy potrzebowali wsparcia, ale nie dostali go w najbardziej odpowiednim momencie.
Zaskoczył cię spadek Korony z seniorskiej ekstraklasy?
Pokazał tylko jak źle zarządzany był klub. Korona miała zawodników z jakością. Cebula, Kovacević, Zalazar, Pacinda, wielu innych. Wsparłoby się ich młodzieżą i przyszłyby efekty. Niestety, Korona zatraciła poczucie wspólnoty, z której słynęła, opierającą się na relacjach międzyludzkich, zaufaniu. U nas w drużynie juniorów to funkcjonowało, ale niektórych klub odstawił.
Uczciwość?
Powinna być. Jeżeli kłócą się ludzie i nie ma wizji to efekty widzimy. Lekką ręką straciliśmy w Kielcach ekstraklasę. Teraz obserwuję, co się dzieje w klubie, ale nie chcę się wypowiadać na ten temat. Coś nie tak jest z fundamentami.
Boli wciąż rozstanie z Koroną?
Zawsze będzie bolało. Klub traktowałem jak rodzinę. Jestem wychowankiem Korony, jej herb noszę w sercu. Udało się zbudować coś fajnego, pokazaliśmy, że jest tu zdolna młodzież z dużym potencjałem,niestety podziękowano nam za wykonaną pracę nie w taki sposób, w jaki oczekiwaliśmy…
Wynika to z kieleckich kompleksów?
Pracę moją i całego sztabu złotej drużyny sporo ludzi dyskredytowało, także z klubu. Klepali po plecach, a za plecami było różnie. Nie zasłużyliśmy na to, ale do dziś nie pojmuje jak się można pozbywać fachowców w swojej dziedzinie.
Nie pasowałeś komuś?
Wiele o tym nie myślałem. Ludzie, którzy chcieli coś zrobić, pójść do przodu i mieli swoje zdanie, którego merytorycznie bronili, byli odsuwani. Tomek Wilman i Czarek Ruszkowski to najlepsze przykłady. Mnie nie interesowało by być w Koronie po to, by być. Wymagałem dużo od siebie, od podopiecznych i wyobrażałem sobie Koronę wielką. Na to ten klub zasługuje.
Nie mieliście pomysłu by zatrudnić dla młodych piłkarzy nauczycielkę angielskiego?
Rozmawialiśmy z Tomkiem Wilmanem o tym, gdy był koordynatorem. Pomysł storpedowano, jak i wiele innych.
Klub wolał dziadostwo zamiast profesjonalizmu?
Możliwe, że komuś nie pasowały nawet za dobre wyniki juniorów. Jak się ze mną rozstano puszczono w obieg nieprawdziwe informacje. Niby Mierzwa chciał zarabiać dużo więcej, niby taki pazerny. Bzdury. Nie wiem kto zdecydował o moim zwolnieniu naprawdę, pewne osoby uprawiały spychoterapię. Ja podziękowałem każdemu z przełożonych. Czułem już długo wcześniej, że byłem „niewygodnym” pracownikiem. Wystarczyło tylko spojrzeć na trybunę podczas meczu juniorów ze Śląskiem, który przypieczętował mistrzostwo Polski i zobaczyć miny ważnych person. Szczęśliwi nie byli.
Jakaś osoba z Korony powiedziała ci przepraszam?
Działaczom Korony nie był na rękę sukces naszej drużyny. Po dobyciu mistrzostwa w meczu ze Śląskiem Wrocław aż do meczu z Górnikiem Zabrze nikt z kierownictwa klubu nam nie pogratulował. Zrobili to, bo musieli przy przedstawicielachPZPN, w błysku fleszy. Nie pasowałem im, bo mówiłem co myślę, bez ogródek.
Opłaca się być prawdomównym?
Jeżeli chce się zrobić karierę w polskiej piłce trzeba uważać. Wydaje ci się, że rozmawiasz z kolegą, ufasz mu, a on nie ma czystych intencji. Ja nikomu świń nie podkładałem. Patrzę sobie w lustro i jest ze mną OK. Nie mszczę się na nikim, nikomu nie robię na złość. Idę swoją ścieżką.
Chcesz udowadniać, że się mylono odnośnie twojej osoby?
Mogłem w trakcie pracy w Koronie odejść do innego klubu. Miałem ciekawe propozycje, ale nie zostawiłbym w takich okolicznościach chłopaków. Nie musze nic nikomu udowadniać, sam wiem na co mnie stać. Z tego względu zostałem też dyrektorem sportowym Spartakusa.
Po co dyrektor sportowy w Daleszycach?
Po to by nakreślać cele, wizje. Mamy pomysł na dwa, trzy lata i chcemy go konsekwentnie realizować. Trzeba uświadamiać wokół jak powinna wyglądać organizacja futbolu i ja się w tym widzę. Nie oczekuje, żeby każdy ze współpracowników się ze mną zgadzał, ale spory, rozmowy mogą sprawić, że pójdziemy do przodu.
Wierzysz, że ktoś z piłkarzy z Daleszyc wypłynie wyżej?
Gdybym nie wierzył nie przyszedłbym tutaj. To też miejsce dla mnie sentymentalne, sam tu grałem, a świetną robotę w Spartakusie wykonywał mój świętej pamięci tata.
W czwartej lidze ściąga się zawodnika tak, że dajesz mu więcej 200 złotych i go masz. Tędy prowadzi droga?
Budując zespół zwracaliśmy uwagę na takie aspekty. Młody zawodnik musi mieć cel, wierzę, że na tym poziomie nie jest to zarobek, tylko sportowy rozwój. My płacimy stypendia, a wszystko uzależniamy od wyników. Motywacja to podstawa.
Mówisz chłopakom, że warto walczyć o to, by grać wyżej?
Wszystko spokojnie. Bez pracy nie ma co myśleć o postępie. Wspólne działania mogą do tego doprowadzić, a ja się cieszę widząc jak się pracuje w Spartakusie. Przyjdzie czas na to by zawodnicy od nas szli do wyższych klas.
Ile klubów z regionu daje możliwość rozwoju?
Nie orientuję się, jak wygląda praca w poszczególnych klubach, ale patrząc z boku można powiedzieć, że taką możliwość daje Wisła Sandomierz, Łagów ładnie się rozwija i w KSZO Tadek Krawiec wykonuje dobrą pracę. Z czwartej ligi na pewno wyróżnię GKS Nowiny, coś się dzieje, mają ambicje. Ważne by kluby i ludzie chcieli ze sobą współpracować.
Tak jak Marek Mierzwa z Gino Lettierim w Koronie?
Nie miałem z nim żadnych spotkań. Jego nie było stać żeby pojawić się na meczach juniorów, nawet wtedy kiedy sięgaliśmy po mistrzostwo Polski. O gratulacjach nie wspomnę, należały się młodym zawodnikom Korony. Nie rozumiałem decyzji Lettierego odnośnie juniorów.
Potrzebna była ta draka z Oskarem Sewerzyńskim?
Oskar stracił najwięcej. Nie pojechał na kadrę, nie zagrał wtedy w ekstraklasie. Gino go chwalił, aby potem odstawić. Gdy przyszła kontuzja klub nie do końca pomógł Oskarowi. Teji wielu innych sytuacji nie potrafię zrozumieć. Tych młodych ludzi powinien wspierać psycholog. My zasługiwaliśmy na mnóstwo powołań do kadr, ale ktoś to blokował. Przynajmniej jeden z naszych zawodników powinien pojechać na mundial U-20, a zabrakło kogokolwiek z ekipy mistrzów Polski. Wstyd. Zobaczmy jak się wypromowali uczestnicy tego turnieju - Walukiewicz, Puchacz, Majecki, Skóraś, i tak dalej. Jak ma być dobrze w Koronie skoro klub nie pomaga swoim? Szczególnie młodzieży, u której kształtowanie mentalności zwycięzcy jest bardzo istotne.
Jak wyglądały twoje relacje z prezesem Krzysztofem Zającem?
Czysto służbowo, raz lepiej, raz gorzej. Coś tam wywalczyłem dla zespołu.
Marek Mierzwa w Koronie czyli Syzyfowe prace?
Bardziej walka z wiatrakami. Cieszę się, że wspólnie ze sztabem wykonaliśmy dobrą pracę i zostawiliśmy coś po sobie. Miałem w międzyczasie kilka ciekawych ofert pracy od innych klubów, m.in. Miedź Legnica, Cracovia, ale wcześniej dałem słowo, że pomogę Spartakusowi.
Słowność pozostała twoja cechą charakteru?
Nie można obiecywać i potem kogoś zawodzić. Taki jestem, nie postępuję nieetycznie. A co do Spartakusa, pamiętam piękne czasy z dawnej trzeciej ligi, która była trzecią ligą, nie czwartą. W Daleszycach można stworzyć coś ciekawego i trwałego, a zdolnej młodzieży w tych okolicach nie brakuje. Rozmawiał Jaromir Kruk / Fot. Kamil Bielaszewski / Radek Piasecki