Słowacja? Tylko raz

7 czerwca 1995 roku w Zabrzu po szybkim golu Andrzeja Juskowiaka biało-czerwoni złapali rytm i doszło do nokautu reprezentacji Słowacji. – Zadzwońcie do Romka Koseckiego – mówi Lubomir Moravcik, ówczesna gwiazda naszych rywali.
Wtedy Polacy i Słowacy chcieli pokrzyżować szyki w eliminacjach Euro’96 Francji i Rumunii, zaliczającym się do światowej czołówki. Henryk Apostel bazował na wicemistrzach olimpijskich z Barcelony z 1992 roku, a jedną z gwiazd jego zespołu był Juskowiak, napastnik Sportingu Lizbona. Biało-czerwoni zaczęli kwalifikacje od porażki w Izraelu, po niej planowo wygrali w Mielcu z Azerbejdżanem (tylko 1:0) i po zażartym boju w Zabrzu zremisowali z Francją 0:0. Porażka z Rumunią w Bukareszcie 1:2 pogorszyła naszą sytuację, ale udało się ograć Izrael 4:3 i starcie ze Słowacją zaliczono do kategorii z tych o wszystko.
Euforia i tragedia
Przed nim mieliśmy 7 punktów, nasi południowi sąsiedzi prowadzeni przez słynnego Josefa Venglosa o 2 mniej. – Słowacja miała naprawdę dobrych piłkarzy. W środku pola rządził Lubomir Moravcik, kumpel Piotra Świerczewskiego z Francji, w ataku grał Peter Dubovsky z Realu Madryt – wspomina Andrzej Juskowiak, który jako pierwszy pokonał Alexandera Vencela, golkipera RC Strasbourg. 7 czerwca 1995 w Zabrzu Apostel skorzystał z szóstki srebrnych medalistów igrzysk, 3 gole były ich udziałem. Na 1:0 i 5:0 trafiał Jusko, na 2:0 Tomasz Wieszczycki, prócz nich do protokołu w zaszczytnym miejscu wpisali się Roman Kosecki i Piotr Nowak. – Weszliśmy w trans, widać to było nawet po radości z goli. W Zabrzu zagraliśmy wspaniale – opowiada Juskowiak, który 25 lat później zdał sobie sprawę, że miał duży udział w jedynej wiktorii ze Słowacją w spotkaniach o stawkę. – Naprawdę? Rzeczywiście. Słowacja to jednak dla nas niewygodny rywal. Nie grają porywająco, ale konsekwentnie, mają piłkarzy w dobrych klubach, a na nas się sprężają. Tak było w rewanżu w eliminacjach Euro’96 – podkreśla Juskowiak, który 11 października 1995 dał prowadzenie gościom. W Bratysławie cieszyliśmy się krótko, bo jeszcze przed przerwą wyrównał z karnego Dubovsky. Nic nie zapowiadało jednak tragedii po przerwie. W 63 minucie drugą żółtą, a w efekcie czerwoną kartkę za opóźnianie zmiany zobaczył Roman Kosecki. Wściekły położył koszulkę przy linii bocznej i udał się do szatni, ale pokrzyżowało to plany selekcjonerowi. Chwilę po tym Tibor Jancula pokonał Andrzeja Woźniaka, a gospodarze poszli za ciosem, jak Polska w Zabrzu. – Polacy byli nerwowi, posypało im się wszystko, my graliśmy swoje – wspomina Lubomir Moravcik, któremu żal się zrobiło Piotra Świerczewskiego, po tym jak jego polski kolega wyleciał z boiska za dyskusje z arbitrem. Gole Marka Uljaky i Juliusa Simona rozłożyły nasz zespół na łopatki, a tak na dobrą sprawę mogliśmy przegrać wyżej niż 1:4. – Zostałem uznany kozłem ofiarnym tej porażki i nie wróciłem już do reprezentacji Polski – mówi ze smutkiem Roman Kosecki. Na Euro do Anglii pojechali Rumuni i Francuzi, a w eliminacyjnej grupie Słowacja zajęła trzecie miejsce, Polska czwarte.
POLSKA – SŁOWACJA 5:0
SŁOWACJA – POLSKA 4:1
Końcówka Sestaka
W październiku 2008 kadra Polski pod wodzą Leo Beenhakkera pojechała do Bratysławy opromieniona wygraną z Czechami w Chorzowie. Tradycyjnie biało-czerwoni uchodzili za faworyta i w końcu, w 70 minucie objęła prowadzenie po pięknej akcji wykończonej przez Euzebiusza Smolarka (asysta Pawła Brożka). Niestety, w 85 minucie nieprawdopodobny błąd popełnił Artur Boruc i wyrównał Stanislav Sestak. To nie był dzień Boruca, bo miał udział przy drugim straconym golu i znowu piłkę do siatki wepchnął Sestak. – Przegrywamy wygrany mecz – podsumował w TVP Dariusz Szpakowski, a co ciekawe jeszcze w doliczonym czasie świetną okazję zmarnował młody… Robert Lewandowski. Słowacja dzięki tej wygranej urosła w siłę, my długo nie mogliśmy zrozumieć co się stało w Bratysławie. Zaczynał się wtedy powolny rozkład ekipy Beenhakkera, który miał na pieńku z działaczami PZPN. Holender sam nie ustrzegł się błędów, a podopieczni mu nie pomagali.
SŁOWACJA – POLSKA 2:1
Lewy i Janczyk
Pod koniec eliminacji MŚ 2010 nie mieliśmy już szans na awans, a Słowacja potrzebowała wygranej w Chorzowie. Wiele osób namawiało do bojkotu kadry, w tym byli tacy, co w życiu nie pojawili się na meczach biało-czerwonych. To, fatalna atmosfera wokół naszego futbolu, zamieszanie w PZPN wpłynęło na frekwencję 14 października 2009 na Stadionie Śląskim. Pry padającym śniegu około 5 tysięcy kibiców, w tym duża grupa Słowaków zobaczyła samobója Seweryna Gancarczyka na początku rywalizacji. W 67 minucie Ireneusza Jelenia zastąpił Robert Lewandowski, w 85 za Pawła Brożka wszedł Dawid Janczyk. Oni nie pomogli, a obaj jakże inaczej odnaleźli się w swojej karierze. Słowacja po awansie w finałach MŚ w RPA potrafiła w grupie pokonać Włochów, a w 1/8 finału uległa po zaciętej walce Holandii. W perspektywie konfrontacji z naszymi południowymi sąsiadami na najbliższym Euro musimy pamiętać o historii potyczek o punkty, a także o jednym fakcie. Słowacja dwa razy grała na wielkim turnieju i w obu przypadkach wychodziła z grupy.
POLSKA – SŁOWACJA 0:1
Fot. WajdaFoto /Michał Chwieduk