Chłopak z Ligi Mistrzów
Grał w Młodzieżowej Lidze UEFA w barwach Legii przeciw wielkim firmom. Jego czas w rezerwach warszawskiego klubu dobiegł końca, ale zamierza o wielki futbol powalczyć w zespole z Łagowa. Piotr Cichocki, wychowanek Nadnarwianki Pułtusk
Słyszałeś rok temu o takim klubie jak ŁKS Probudex Łagów?
Piotr Cichocki: Szczerze mówiąc to dowiedziałem się o nim dwa miesiące temu. Byłem wówczas na testach w GKS Bełchatów i graliśmy sparing z ŁKS Probudex Łagów, w którym występował mój kolega, Michał Mydlarz. Po tej gierce bełchatowianie zaprosili mnie do udziału w kolejnej w Katowicach, z tamtejszą Gieksą. Oceniono mnie negatywnie, na podstawie połowy w której praktycznie nie byłem przy piłce. Przeżyłem duży zawód.
Nie mogłeś zostać w Legii?
Przyszedł dyrektor sportowy z Holandii i się zmieniły pewne plany, wizje. Postanowiono w rezerwach stawiać głównie na młodych, a starszych odstawiano zwykle po nieudanej jednej rundzie. Uważam, że i tak się zasiedziałem w Legii. Zdobyłem mistrzostwo Polski juniorów, zagrałem w Młodzieżowej Lidze Mistrzów przeciw Realowi Madryt i Sportingowi Lizbona, Ajaksowi nawet strzeliłem gola. Potrzebowałem jednak nowych wyzwań, zmiany otoczenia.
Z kim najlepszym razem grałeś w stołecznym klubie?
Sebek Szymański wszedł na bardzo wysoki poziom, co nie dziwi, bo wyróżniał się bardzo. Wybijał się też Michał Karbownik, który imponował niesamowitym przyspieszeniem. Trafił jak Sebek do reprezentacji Polski seniorów. Może teraz w klubowym futbolu nie wiedzie mu się jakby oczekiwał, ale jestem o niego spokojny. W Legii, w rezerwach i drużynach juniorskich spotkałem wielu świetnych zawodników. O, jeszcze dodam Miłosza Szczepańśkiego, super chłopaka, którego hamują kontuzje. To póki co dla mnie rozdział zamknięty, teraz walczę o swoje w Łagowie. O ŁKS słyszałem wiele dobrego od Michała Mydlarza i Damiana Urbana. Opinie szybko się potwierdziły. Klub bardzo dobrze poukładany, ekstra atmosfera w szatni, wszyscy się lubią. Do tego jakość, pozytywny i mądry gość – trener Ireneusz Pietrzykowski. Chcę pomóc sobie i ŁKS w osiąganiu sportowych celów.
Co charakteryzuje obecny team ŁKS Probudex Łagów?
Nisko bronimy, a w ofensywie dążymy do tego by grać szybką piłkę. Czujemy się pewnie jak jesteśmy w posiadaniu futbolówki, lubimy atakować bocznymi sektorami. Wierzymy w swoją jakość i dążymy do tego by mieć mecze pod kontrolą.
Nie ma różnicy dla was czy gracie u siebie, czy na wyjeździe?
Na wyjazdach nam się gra łatwiej. Na wąskim boisku u nas jest trudniej, szczególnie gdy mamy trójkę z tyłu. Jako zespół jesteśmy elastyczni, a Koronę Rzeszów zaskoczyliśmy czwórką w obronie. To wyszło nieco z problemów kadrowych, ale mamy piłkarzy dobrze czujących się w czteroosobowym bloku defensywnym. Nie ma co marudzić, system to tylko system, trzeba grać w piłkę. Mi odpowiada gra na boku obrony i wahadle. Jesteśmy ekipą ofensywną i z występów ŁKS Probudex Łagów czerpię przyjemność. Liczby mam fajne – dwa gole i trzy asysty, a powinno być jeszcze lepiej.
Porażka z Unią Tarnów 3:5 w Łagowie zabolała?
Pewnie. Michał Mydlarz dostał drugą kartkę za komentarz po faulu, którego nie było. Spytał: Za co? I wyleciał z boiska. Sędziowie nadrabiali swoje błędy kolejnymi błędami, pogubili się i zepsuli widowisko. Zauważyłem, że w tej grupie trzeciej ligi poziom sędziowania jest wyraźnie niższy niż w pierwszej. Kontrowersji nie brakuje, a to dopiero początek sezonu. Nie mogą się tłumaczyć wyzwiskami z trybun, reakcjami kibiców, słabo… Nie mamy na to jednak wpływu.
Dobrze się gra przy publice z Łagowa?
Jest wymagająca i dociera do mnie, że nas wspiera bardziej jak idzie. Kibice Łagowa na pewno są oddani, a my staramy się by mieli jak najwięcej powodów do zadowolenia.
Pochwalił cię prezes Marek Brudek?
Nie miałem okazji z nim rozmawiać. Może to dobrze, bo nie ma do nas pretensji, skoro wygrywamy. Słyszałem wiele pozytywnego o prezesie, bez niego nie byłoby futbolu na tym poziomie w Łagowie. Cóż, trzeba dalej wygrywać, bo przecież o to chodzi. Rozmawiał Jaromir Kruk / Fot. Archiwum prywatne / Kamil Bielaszewski