W końcu dotarło…
Szymon Czerwiak, rocznik 1999 w poprzednich latach popełniał mnóstwo błędów, które negatywnie odbijały się na jego piłkarskich losach. W pewnym momencie zdał sobie z tego sprawę i nie zamierza porzucać nadziei na grę w wyższych ligach.
Czemu ty grasz teraz tylko na piątym poziomie rozgrywkowym?
Szymon Czerwiak, obrońca Łysicy Bodzentyn: Źle się prowadziłem, nie traktowałem piłki poważnie, brakowało mi profesjonalnego podejścia. Chciałem już porzucić futbol. W styczniu postanowiłem sobie wszystko poukładać i wziąłem się w garść.
Skąd taka zmiana?
Kiedyś musiałem sobie uświadomić. Już widać progres, poprawia się wydolność, po bardzo dobrej rundzie wiosennej nakręciłem się i chcę krok po kroku iść do przodu. Wiem, że bez pracy tego się nie da, więc pracuje. Wierzę w swój potencjał.
Goście, z którymi i przeciw którym grałeś są dużo wyżej w piłce. Myślisz o tym czasami?
Patrzę na siebie, wiem jakie błędy popełniałem i głupio powiem – wyciągnąłem z tego wnioski. Swoje przeżyłem i chcę jeszcze pograć w piłkę na wyższym poziomie. Stać mnie na to, a kilku trenerów, jacy ze mną pracowali dawało mi do zrozumienia, że mogę coś osiągnąć. Nie docierało…
Byłeś kiedyś blisko pierwszej drużyny Korony Kielce?
Tak, grając w U-19 miałem propozycję kontraktu z pierwszym zespołem. Niestety, nie doszło to do skutku, ponieważ menedżerowie trochę mi namieszali, sugerując, że 800 złotych miesięcznie oferowane przez Koronę jest nie do zaakceptowania.
Skorzystałeś ze współpracy z Ireneuszem Pietrzykowskim?
Ten trener mnie lubił, czułem jego sympatię, ale byłem… głupi. Irek przeszedł jako szkoleniowiec szlak z czwartej do pierwszej ligi. To bardzo poukładana osoba. Klub go może brać w ciemno, on wszystko ogarnie, Stal Stalowa Wola to przykład jego klasy. Mogłem skorzystać, zawaliłem… W ogóle trafiałem na dobrych i znanych szkoleniowców. Mikołaj Pełka wprowadził mnie w czasach gimnazjum do juniorów Korony, przeskoczyłem mentalnie na wyższy pułap. Marek Graba, Jacek Kubicki, widzieli we mnie potencjał, Marek Mierzwa - dzięki niemu zaliczyłem postęp taktyczny, Dariusz Pietrasiak, były reprezentant Polski – on bardzo wierzył w mój potencjał i mówił, że mogę grać w ekstraklasie. Jak tak wymieniam to sobie myślę ile spieprzyłem, ale też mobilizuje się. Ja już zakończyłem z piłką, popracowałem w Irlandii, ale po szybkim powrocie do Polski na Pogoń Staszów namówił mnie Paweł Czaja. Tam wszystko było powywracane do góry nogami, obiecywano, nie płacono. Znów miałem dość, przyszedł Krzysztof Trela i próbował dotrzeć do mojej głowy. To nie było proste, zawodziłem go, a przecież nie wypadało, bo chciał dobrze. Dzięki jego osobie wiele zrozumiałem. Po nieudanej przygodzie ze Staszowem zwrócił się Mateusz Matysek z Łysicy, gdzie sytuacja była poukładana, nie jak w Pogoni i doszła nowa motywacja. Tam też początek nie należał do optymistycznych, zespół miał się rozpaść, na szczęście przystąpił do sezonu i tworzył się w bólach. W drugiej rundzie sprawy w Bodzentynie poszły w dobrym kierunku i jestem wdzięczny, że spotkałem na swojej drodze Daniela Łebka, który pomagał Jackowi Pawlikowi. On mnie przestawił na wyższy level, to jego zasługa, że fizycznie zaliczyłem kosmiczny progres, mentalnie się też rozwinąłem i wiem, czego oczekuje od samego siebie.
W Łysicy można zrobić duże kroki do przodu?
Oczywiście, ale trzeba ciężko pracować. Mariusz Ludwinek to też dobry fachowiec, ma fajną wizję, warsztat i staram się na tym korzystać. Łysica jest nieźle poukładanym klubem, brakuje tylko porządnego boiska. Byliśmy na sparingu w mazowieckim i miło się grało na murawie jak stół.
Boisko to duża przeszkoda w rozwoju dla klubu z Bodzentyna?
Na pewno tak, ale wierzę w Mateusza Matyska, który robi wszystko dla dobra Łysicy i wie jakie klub ma potrzeby.
Łysica na awans?
Trwa przebudowa, rekonstrukcja składu, nauka. Zobaczymy na co nas stać w pierwszych kolejkach sezonu. W ogóle może być ciekawa walka o awans, ale ja się powstrzymam od deklaracji.
Co byś chciał u siebie poprawić najbardziej?
Jestem świadomy swoich zaniedbań fizycznych, tego się nie da nadrobić przez miesiąc, dwa i dokładam wszelkich starań by stawać się coraz lepszym zawodnikiem. Wielu zawodników nie rozumie co ja robię w czwartej lidze, no ale cóż… Postaram się jak najszybciej udowodnić, że moje miejsce jest wyżej.
Dalej będziesz zdobywał tyle goli?
Taki mam cel. Moje gole to też pochodna gry drużyny, wyćwiczenia pewnych elementów, zgrania. Środkowi obrońcy we współczesnym futbolu przydają się w ofensywie, nie tylko przy stałych fragmentach. Ja na pewno stawiam sobie poprzeczkę wysoko.
Kto z zawodników czwartej ligi świętokrzyskiej ma papiery na dużą piłkę?
Szkoda, że Ernest Jopkiewicz już wcześniej nie postawił na futbol, bo możliwości na to pozwalały. Ze skrzydłowych wysoko cenię Kamila Bełczowskiegio z Alitu, ma to coś. Wolę jednak nie wydawać opinii, łatwo można się pomylić. Ja liczę, że pójdę wyżej by spełniać swoje pragnienia, bo nie porzuciłem swoich ambicji. Mam nadzieję, że z mojej postawy w najbliższych miesiącach będą zadowoleni ludzie związani z Łysicą. Rozmawiał Jaromir Kruk / Fot. e-Bodzentyn.pl